Wybierz swój język

Strona głównagodło służby cywilnej
Biuletyn Informacji Publicznej

Ulica Spiska 14, warszawska Ochota. Na ścianie stojącego tu budynku, jeszcze w czasach PRL umieszczono pamiątkową tablicę, pod którą składane są kwiaty i palone znicze. Polacy pamiętają o tragicznym losie wielkiego rodaka – gen. Stefana Roweckiego. W tym miejscu, 82 lata temu, rozegrał się dramat legendarnego „Grota”.

Mijały właśnie trzy lata, od czasu gdy gen. Rowecki objął kierownictwo polskiej konspiracji wojskowej, stając na czele Związku Walki Zbrojnej. Odpowiadał odtąd za całokształt walki podziemnej z okupantem. Świadomy wielkiej presji i zadania, jakiego się podjął, musiał czuć na sobie „oddech” Niemców.

Ale feralnego dnia – 30 czerwca 1943 roku – generał nie spodziewał się zasadzki. Rankiem wszedł do mieszkania przy ul. Spiskiej, gdzie mieszkał pod fikcyjnym nazwiskiem – jako Jerzy Malinowski. Wrócił tam, po nocy spędzonej na Powiślu, dosłownie na chwilę. To wystarczyło, aby wpaść w sidła okupantów. Około 9.30 pod budynek podjechały wojskowe ciężarówki, z których wysiedli podekscytowani funkcjonariusze Gestapo. „Grot”, biegle mówiący w języku wroga, dobrze wiedział, co oznaczają krzyki dochodzące z zewnątrz. Szybko okazało się, że z tej pułapki nie ma już wyjścia…

Wróg numer jeden

Generał Rowecki był najbardziej poszukiwanym przez Niemców działaczem Polskiego Państwa Podziemnego. Jako komendant główny Związku Walki Zbrojnej, a od lutego 1942 roku dowódca Armii Krajowej, znalazł się na pierwszym miejscu listy 165 rozpoznanych członków polskiego ruchu oporu.

Fotografię „Grota” publicznie eksponowano w warszawskiej siedzibie Policji Bezpieczeństwa (Sipo). Sporządzano nawet rysopis poszukiwanego: „około 50 lat, średniej postury, dobrze zbudowany, ciemny blondyn, angielski wąsik, zdrowa cera”. Nie do końca odpowiadał on prawdzie („Grot” miał ciemne, choć siwiejące, włosy), ale i tak ze względów bezpieczeństwa generał musiał mieć się na baczności.

Zmieniał nie tylko dokumenty, ale i wygląd – z dumnego oficera w mundurze stał się nieco podstarzałym, siwiejącym cywilem. Krótko przystrzyżony, z charakterystycznym wąsem, w okularach, miał po prostu nie rzucać się w oczy. W pewnym momencie rozważał nawet operację plastyczną twarzy!

Czasem na ulicy podpierał się laską czy dużym męskim parasolem, pozorując prawdziwego starszego pana. Laska owa, jak i parasol spełniały jeszcze dwa zadania. Obie były wydrążone i tam przenosił pilne dla siebie papiery. Ponadto na końcu miały małe wysuwane sztyleciki dla obrony własnej – wspominała córka generała Irena Rowecka‐Mielczarska.

Paradoksem było to, że generał – choć stał na czele tajnej armii i świetnie znał się na swoim żołnierskim fachu – nie zawsze… przestrzegał zasad konspiracji. Z osobistej ochrony korzystał tylko „służbowo”, prywatnie po mieście natomiast poruszał się bez obstawy. Było to bardzo niebezpieczne, a dla niektórych wręcz lekkomyślne. Henryk Józewski tak oceniał zachowanie „Grota”: „Był wielkim komendantem AK, miał urok osobisty, był moim serdecznym przyjacielem, ale nie był stworzony do konspiracji”.

Mimo to przez długi czas gen. Rowecki wymykał się okupantom, co w znacznej mierze zawdzięczał swojemu sprytowi. – Pamiętam, kiedyś spotkaliśmy się w już nieistniejącej cukierni „Kolorowa” na rogu Żurawiej i Brackiej. Przyszedł zziajany, zmęczony i widząc moje zdumienie, powiedział, wycierając chusteczką spocone czoło: „Ktoś mnie tropił i aby zgubić niepożądanego »opiekuna«, rozpuściłem nogi i przebiegłem prawie całą al. Waszyngtona” – relacjonowała córka generała.

Innym razem – czytamy w jej wspomnieniach – „Grot” wykazał się świetnym zmysłem obserwacji, na czas neutralizując zagrożenie. – Jechaliśmy tramwajem, rozmawiając półgłosem. Nagle, przytrzymując mnie za rękę, szepnął: „Ten typ z lewej zanadto mi się przygląda. Uciekam! Pamiętaj, jak wysiądziesz na przystanku, sprawdź, czy kto za tobą nie podąża. Cześć! – I już go nie było. W biegu wyskoczył z tramwaju’’.

 

dfdd.jpeg

Generał Stefan Rowecki „Grot”

Fot. Domena Publiczna

Sto tysięcy za bohatera

Początkowo okupanci mylili „Grota” z Janem Kruszewskim, generałem Wojska Polskiego pojmanym w 1939 roku do niewoli. Krakowska placówka Abwehry alarmowała: Nie został aresztowany gen. Jan Kruszewski. W odniesieniu do jego osoby ustalono już dotychczas następujące szczegóły: K. był poprzednio dowódcą polskiego Korpusu Ochrony Pogranicza (KOP). Mówi płynnie po niemiecku, posiada niemiecki paszport i nosi odznakę partyjną NSDAP. W czasie swoich podróży koleją otoczony jest stale strażą złożoną z kilku wiernych mu ludzi.

Na trop rzeczywistego komendanta ZWZ Niemcy wpadli na początku 1940 roku. Najprawdopodobniej został zdekonspirowany przypadkowo, za sprawą kurierów i emisariuszy przybywających do okupowanego kraju z Zachodu.

Polskie podziemie – świadome zagrożenia – próbowało wprowadzić Niemców w błąd. Według jednej z wersji generał wyjechał za Ocean, gdzie wiódł spokojne życie jako cywil. Miał być też widziany na krańcu Europy, w Portugalii, skąd – w grudniu 1940 roku – rzekomo wysyłał list do okupowanej Warszawy. W korespondencji, adresowanej do byłego podkomendnego – Szczęsnego Chojnackiego, „Grot” prosił o nawiązanie kontaktu ze swoim bratem Stanisławem Roweckim.

- Przeszedłem w tym roku znacz nie więcej ciężkich chwil, niż w czasie września 1939. Przedzieranie się przez dziki wschód, aresztowanie, później choroba tyfusu, z której ledwie wyszedłem, zaciągnęły się na miesiące. Dopiero późną jesienią znalazłem się w Ameryce, gdzie po trochu dochodzę do sił i równowagi. Co za szalona różnica obecnych moich warunków w Kanadzie, a tego wszystkiego, co ostatnio widziałem i przeżyłem. Czuję się jak w raju po piekle dni wczorajszych – zwierzał się generał, który był rzeczywistym autorem listu. Podstęp polegał na tym, że do Lizbony przerzucono go za pośrednictwem kuriera, a następnie… wysłano do Warszawy.\

Inny fałszywy trop, który miał zwieść nieprzyjaciela, wiódł do Francji. Jak rozgłaszano, po klęsce w wojnie obronnej 1939 roku Rowecki miał stanąć tam na czele jednej z dywizji piechoty. W międzyczasie rodzina próbowała upozorować zaginięcie „Grota”. Jego córka, Irena, już jesienią 1939 roku w Warszawie rozlepiała na ulicach ulotki z pytaniem: Kto wie o losach płk. Stefana Roweckiego, ostatnio widzianego w Lubelskiem?

Za wydanie dowódcy AK Niemcy wyznaczyli nawet nagrodę w wysokości 100 tys. złotych! Szczególnie kuszono nią jego byłych współpracowników i towarzyszy broni, zwolnionych z niemieckich obozów jenieckich w wiadomym celu… – Ludzie z najbliższego otoczenia „Grota” twierdzili, że już w lutym skarżył się on, że robi się dookoła niego „ciasno” (znam to uczucie). Nasz kontrwywiad posiadał informacje, że Gestapo wyszukuje ludzi, którzy kiedykolwiek stykali się z nim służbowo, i nawet demonstruje im jego fotografie na ekranie – informował płk Jan Rzepecki.

Dowódca AK nie zamierzał jednak schodzić z posterunku, choć jego brat– Stanisław – twierdził, że na przełomie lat 1942 i 1943, gdy życie „Grota” było już poważnie zagrożone, proponowano mu bezpieczne opuszczenie okupowanego kraju: Gdy w Londynie dowiedziano się o rozszyfrowaniu generała „Grota” przez Gestapo i wywiad Wehrmachtu, przyszła z Anglii sugestia do Komendy Głównej AK, aby mój brat na jakiś czas wyjechał z Polski do Anglii. Miałem z nim na ten temat rozmowę. Odpowiedzi generała można było się spodziewać. – Nie zostawię moich żołnierzy, tak jak i ja w każdej chwili narażonych na schwytanie przez Niemców, męczarnię i śmierć. Daj mi Boże, że jeszcze poprowadzę ich do walki otwartej z tym draństwem niemieckim – miał odrzec „Grot”.

Do tropienia generała Niemcy zaangażowali liczne siły. Śledztwo w sprawie „niebezpiecznego” Polaka prowadziły Policja Bezpieczeństwa (SiPo) oraz Tajna Policja Polityczna (Gestapo). Był też pod stałą obserwacją niemieckiego wywiadu i kontrwywiadu wojskowego (Abwehry). Okupanci otoczyli „obiekt” siatką dobrze opłacanych konfidentów. Prędzej czy później bohater musiał wpaść w zasadzkę…

Wydany przez znajomego

30 czerwca 1943 roku całym polskim podziemiem wstrząsnęła wieść o aresztowaniu „Grota”. Ale Niemcy nie świętowaliby tego sukcesu, gdyby nie troje polskich zdrajców.

Dziś wiemy, że dowódcę AK wydało troje podopiecznych szefa kontrwywiadu warszawskiego Gestapo – Ericha Mertena. Mowa o agentach Gestapo w AK: Ludwiku Kalksteinie, jego żonie Blance Kaczorowskiej i Eugeniuszu Świerczewskim. Ten trzeci, który znał Roweckiego jeszcze z czasów wojny z bolszewikami, odegrał w całym planie kluczową rolę, zawiadamiając Gestapo o miejscu pobytu gen. Roweckiego.

Wcześniej „przypadkiem” wpadł na niego na ulicy (ostatnią noc przed aresztowaniem generał spędził na Powiślu), a następnie śledził go, upewniając się, że wejdzie do kamienicy przy ul. Spiskiej 14, gdzie mieszkał pod przybranym nazwiskiem.

W 1953 roku przed bezpieką Kalkstein relacjonował: Świerczewski, po wyjściu z domu, z rana spotkał Roweckiego na Solcu, zaczął prowadzić za nim obserwację. Tramwajami do jechał za Roweckim do pl. Narutowicza i tam Rowecki skręcił w jedną z ulic, o ile pamiętam – w ulicę Spiską i zatrzymał się w jednym z domów.

Dzięki temu Niemcy mogli sprawnie zorganizować obławę, zamknąć całą ulicę i osiągnąć wyznaczony cel. W całej akcji wzięło udział ok. 100 policjantów. Aresztowany nie spodziewał się „wsypy”. Do mieszkania na Ochocie wrócił na krótko. Niebawem miał wziąć udział w zaplanowanej odprawie oficerów Komendy Głównej AK przy ul. Barskiej. Tymczasem, wskutek denucjacji, wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. W gronie wyprowadzonych na zewnątrz mieszkańców kamienicy przy ul. Spiskiej znalazł się lokator spod „10” – Jerzy Malinowski. W pewnym momencie podszedł do niego dowódca akcji, ppor. Erich Merten, trzymając w ręku przedwojenną fotografię „Grota”. Wygląd się zgadzał… Generał nie stawiał żadnych oporów.

Inny przebieg akcji przedstawił folksdojcz i agent Gestapo Alfred Milke, który po wojnie zeznał: W lecie 1943 r., dokładnie nie pamiętam, ale zdaje się w godzinach rannych brałem osobiście w akcji aresztowania kom. gł. AK gen. Grota. Do akcji wyjechała prawie cała załoga Gestapo z al. Szucha, wzmocniona oddziałem wartowniczym złożonym z kozaków. Obstawiliśmy wtedy cały blok domów przy ul. Spiskiej, ja osobiście byłem na tyłach domu – po długich przeszukiwaniach mieszkań śladów poszukiwanego nie odnaleziono. Już miano zakończyć poszukiwania, kiedy któryś z poszukujących zauważył, że brak windy. Okazało się, że gen. Grot ukrył się w windzie między piętrami.

 

affg.jpeg

Grupa oficerów 5 pułku piechoty Legionów Polskich. Od lewej: Władysław Rusin, Stefan Rowecki, Wacław Stachiewicz, Teodor Furgalski.

Fot. Wikimedia

Niezłomny w obliczu zdrady

Komenda Główna AK, z wiadomych przyczyn, nie rozgłaszała informacji o aresztowaniu swego dowódcy. Natomiast podziemny kontrwywiad błyskawicznie zajął się ustalaniem przyczyn i okoliczności aresztowania „Grota”.

Zaraz po ujęciu, generał został przewieziony do gmachu Gestapo w Alei Szucha, gdzie – unosząc się z radości ‐ Niemcy ponoć strzelali korkami od szampanów. Polski bohater, mimo osobistej tragedii, zachował niezłomną postawę. Zaświadczył o tym nawet kat warszawskiego getta, Jürgen Stroop, który w 1949 roku, zdał relację współwięźniowi – Kazimierzowi Moczarskiemu: Zobaczyłem generała „Grota” w pokoju przyległym do gabinetu Hahna. Przyjrzałem mu się przez otwarte drzwi. Stał frontem do mnie, ale patrzył w okno. Był niezwykle poważny i spokojny. Muszę przyznać, że zrobił na mnie duże wrażenie. Cywil, ale od razu widać, że wojskowy najwyższej klasy. Zmęczony, twarz ściągnięta, lecz dziwnie pogodny w swym spokoju.

Głęboko przejęty losem gen. Roweckiego był gen. Tadeusz Komorowski „Bór”, który tak wspominał tragiczny dzień 30 czerwca: W południe spotkałem przypadkowo jednego z polityków, znanego mi dobrze z podziemia. Był on wyraźnie podniecony i zdenerwowany. Zakomunikował mi bez wstępów, co następuje: Przed chwilą rozmawiałem z kimś, kto dopiero co wyszedł z kwatery głównej Gestapo przy alei Szucha. W czasie przesłuchania, na które go wezwano, wpadł nagle do pokoju jakiś wysokiej szarży gestapowiec i zameldował przesłuchującemu oficerowi szeptem coś, co wywarło na tym oficerze wielkie wrażenie, bo wstał, uścisnął tam temu rękę, powiedział „Ich gratuliere Ihnen” i zamówił pilną rozmowę z Berlinem.

Przesłuchanie natychmiast przerwano – czytamy dalej we wspomnieniach następcy „Grota” na stanowisku dowódcy AK – odsyłając badane go do domu. Kiedy ten, zadowolony, wyszedł z pokoju, oczom jego przedstawił się niezwykły widok. Po korytarzach biegali urzędnicy, maszynistki i niżsi funkcjonariusze Gestapo w stanie szczególnego podniecenia. Większość z nich zdążała w kierunku schodów, gestykulując i rozprawiając głośno, co było w tym urzędzie niezwykłe. Słyszał powtarzane gratulacje i coś, co brzmiało jak „wreszcie koniec z tą całą konspiracją”. Było parę minut po jedenastej. Kiedy już wychodził z budynku, zobaczył, jak pod silną strażą prowadzono jakiegoś człowieka. Był skuty, ale szedł z podniesioną głową i pewnym krokiem. Musiała to być jakaś ważna osobistośćzakończył mój informator i podał mi rysopis aresztowanego. Wiadomość ta mnie również mocno zaniepokoiła. Opis aresztowanego i jego ubrania przypominał mi „Grota”, generała Roweckiego”.

Nie winił nikogo

Prawdopodobnie jeszcze 30 czerwca – w obawie przed próbą odbicia więźnia przez AK – „Grot” został przetransportowany samolotem do Berlina i tam osadzony w siedzibie tajnej policji. W drugiej połowie lipca przewieziono go do obozu Sachsenhausen, gdzie przebywał w specjalnym bunkrze, tzw. Zellenbau, przeznaczonym dla „więźniów honorowych”.

Niemcy kilkukrotnie proponowali mu współpracę, kusząc udziałem w „krucjacie antybolszewickiej”, jednak za każdym razem „Grot” odmawiał. W międzyczasie władze RP w Londynie bezskutecznie naciskały Zachód na interwencję w sprawie wymiany dowódcy AK na więźniów niemieckich. Dwa razy – o czym informowali jego współwięźniowie – generał planował ucieczkę z obozu.

Podczas uwięzienia w Sachsenhausen Rowecki wyraźnie niedomagał, a o swojej ciężkiej chorobie informował zamieszkałą w Warszawie kuzynkę, z którą korespondował listownie. Wybuch Powstania Warszawskiego najprawdopodobniej przesądził o jego losie. Według ustaleń śledztwa Instytutu Pamięci Narodowej, został zamordowany między 2 a 7 sierpnia 1944 roku na specjalne polecenie Heinricha Himmlera. Zginął najprawdopodobniej na terenie obozowego krematorium.

Jeszcze niespełna miesiąc wcześniej, 10 lipca, Himmler pisał w jednej z notatek o propozycji złożonej Hitlerowi, dotyczącej „wykorzystania generała Roweckiego do zneutralizowania polskiego ruchu oporu”. Führer osobiście – podkreślił Himmler – rozważał ten problem, zdecydował jednak następnie, że eksperyment taki byłby zbyt niebezpieczny, gdyż Rowecki bez wątpienia odznacza się osobowością wodza i można by tu łatwo stworzyć przeciwko sobie zbyt wielkiego przeciwnika. Führer wskazał przykład Piłsudskiego.

Aresztowanie „Grota” było jednym z największych sukcesów Niemców, którzy spowodowali istne „trzęsienie ziemi” w polskim podziemiu.

Rok 1943 był okresem szczytowego rozwoju ruchu oporu. Jednakże w tym roku był on też szczególnie systematycznie i jak najostrzej zwalczany. W lutym 1943 roku udało się zaaresztować mianowanego przez Londyn delegata polskiego rządu narodowego [Jana Piekałkiewicza – red.], dzięki czemu ujawnione zostały dalekosiężne plany ruchu oporu. Policji bezpieczeństwa i SD udało się wymierzyć cios jeszcze bardziej dotkliwy: w dniu 30 czerwca 1943 r. aresztowany został w Warszawie szef polskiej Armii Krajowej generał Rowecki. Wskutek tego ruch oporu został tak osłabiony, że musiał zrezygnować z większego powstania przeciwko niemieckiemu panowaniu – pisał w grudniu 1944 roku, w specjalnym raporcie, gubernator dystryktu warszawskiego gen. Ludwig Fischer.

Tymczasem gen. Rowecki do końca swych dni nie winił nikogo za swoje ujęcie, widząc w nim efekt nieszczęśliwego zbiegu okoliczności. W jednym z listów z Sachsenhausen pisał: – Zostałem aresztowany przypadkowo, przez rozpoznanie na ulicy – co wiem na pewno. Trzeba, aby o tym ogólnie ludzie wiedzieli. Nie ma winnych mojej wpadki w ogóle...

 

TEKST | Waldemar Kowalski "Kombatant" Nr 6/2025 r.



Biuletyn Kombatant

nr 6 (414) czerwiec 2025

czerwiec

Pożegnania

Z głębokim smutkiem zawiadamiam,

że 18 maja 2025 roku zmarł

 

ŚP

mjr Bogusław Nizieński

 

urodzony 2 marca 1928 roku w Wilnie.

Więcej…