Bez tej jedności – duchowej i praktycznej – nie byłoby Solidarności, a bez Solidarności nie byłoby późniejszej drogi do wolności. Dlatego te 21 postulatów, choć zakorzenione w konkretnej rzeczywistości roku 1980, niosą przesłanie uniwersalne: że zmiana jest możliwa, kiedy ludzie potrafią mówić jednym głosem – opowiada Mirosław Rybicki, działacz opozycji w PRL, uczestnik strajku w Stoczni Gdańskiej, Przewodniczący Rady do Spraw Działaczy Opozycji Antykomunistycznej oraz Osób Represjonowanych z Powodów Politycznych.
Czy wierzy Pan w przypadki?
Raczej nie…
Czy zatem udział w sierpniowym strajku w Stoczni Gdańskiej, który zmienił bieg polskiej historii, był nieuniknioną konsekwencją wcześniejszych pańskich wyborów?
Z dzisiejszej perspektywy – tak. Wychowałem się w rodzinie o silnych patriotycznych i katolickich tradycjach. Moim wzorem był starszy brat Arkadiusz, który uczęszczał do gdańskiego I Liceum Ogólnokształcącego. Tam chodził do klasy m.in. z Aleksandrem Hallem, Grzegorzem Grzelakiem i Wojtkiem Samolińskim. To oni założyli w latach 1968– –1969 konspiracyjną organizację młodzieżową pod nazwą Front Wyzwolenia Narodowego. Zajmowali się głównie małym sabotażem: kolportowaniem ulotek, niszczeniem plakatów propagandowych, portretów czy haseł reżimowych. Dołączyłem do nich naturalnie, jako młodszy brat i świadek ich działalności. Później, na początku lat 70., trafiliśmy – jako grupa uczniów I LO – pod skrzydła dominikanina ojca Ludwika Wiśniewskiego, duszpasterza młodzieży przy kościele św. Mikołaja. To on nadał naszej działalności bardziej ustrukturyzowany, przemyślany charakter. Dzięki jego kontaktom zaczęliśmy współpracować z publicystą Stefanem Kisielewskim, a także z działaczami opozycyjnymi: Stefanem Niesiołowskim, Andrzejem Czumą i Emilem Morgiewiczem – liderami organizacji Ruch. Nawiązaliśmy relacje ze środowiskami lubelskimi i warszawskim Klubem Inteligencji Katolickiej, poznaliśmy Leszka Moczulskiego, współtwórcę Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela. To był moment formacyjny – przejście od młodzieńczej niezgody do dojrzałego działania politycznego i społecznego.
Kiedy przyszedł rok 1976 i były protesty w Ursusie i w Radomiu, to momentalnie to gdańskie środowisko młodzieżowe przystąpiło do zbiórki pieniędzy na rzecz pomocy dla represjonowanych, którą to pomoc zainicjował Komitet Obrony Robotników. Nasza współpraca z KOR‐em polegała też na przepisywaniu na maszynach ich komunikatów, informacji i biuletynów oraz powielaniu ulotek.
W drugiej połowie lat 70. Gdańsk stał się silnym ośrodkiem opozycyjnym. W 1979 roku współtworzył Pan Ruch Młodej Polski.
Zgadza się. Deklarację ideową RMP podpisało 25 osób, w tym sześć kobiet. Chcieliśmy Polski wolnej i niepodległej, opartej na wspólnocie narodowej, głęboko zakorzenionej w tradycji chrześcijańskiej, wierze katolickiej, kulturze i historii. Kładliśmy nacisk na rozwój jednostki – zarówno w wymiarze duchowym, jak i materialnym. Wydawaliśmy poza cenzurą pismo „Bratniak”, które ukazywało się przez pięć lat – łącznie 30 numerów, w nakładach od 500 do nawet 6 tys. egzemplarzy. Organizowaliśmy akcje samokształceniowe, manifestacje patriotyczne, m.in. 11 Listopada, 3 Maja i rocznic grudnia 1970.
Sierpień 80. Strajk w Stoczni Gdańskiej. Fot. Stanisław Składanowski
Jedna z największych manifestacji odbyła się 3 maja 1980 roku.
W Bazylice Mariackiej, u księży Józefa Zatora‐Przytockiego i Stanisława Bogdanowicza, zamawiane były msze w intencji ojczyzny. Po mszy pochód szedł ul. Piwną przed pomnik króla Jana III Sobieskiego, gdzie wygłaszano przemówienia – m.in. Aleksandra Halla, Tadeusza Szczudłowskiego czy Dariusza Kobzdeja. W 1980 roku taka manifestacja 3 maja zgromadziła ładnych kilka tysięcy osób i odbiła się szerokim echem w całym kraju. Po jej zakończeniu SB dokonała licznych aresztowań, brutalnie pobito wiele osób. Ja też wtedy nieźle oberwałem. W konsekwencji Szczudłowski i Dariusz Kobzdej trafili na trzy miesiące do aresztu. W ich obronie wydrukowaliśmy ponad sto tysięcy ulotek opozycyjnych i przez wiele miesięcy je rozrzucaliśmy – była to na terenie Trójmiasta ogromna akcja ulotkowa i informacyjna.
Modlitwy w kościele Mariackim zyskały wówczas szczególne znaczenie.
Nasze „młodopolskie” dziewczyny – Magda Modzelewska, Bożena Rybicka i Anna Parchimowicz – codziennie od 5 maja do początku sierpnia prowadziły w kościele Mariackim modlitwy w intencji aresztowanych. Brało w nich udział wiele osób – wśród uczestników była także robotnicza młodzież, którą do kościoła przyprowadzał Lech Wałęsa. Pojawiała się tam również Anna Walentynowicz. W ten sposób przeciwstawialiśmy się aktom przemocy. Wszyscy czuliśmy w powietrzu narastające niezadowolenie – tak naprawdę wystarczyła iskra, którą stało się zwolnienie z pracy Anny Walentynowicz. Była osobą znaną i szanowaną, przepracowała w Stoczni Gdańskiej trzydzieści lat i za kilka miesięcy miała przejść na emeryturę.
Jak ustalono datę sierpniowego strajku?
W końcu 5 sierpnia wypuszczono Szczudłowskiego i Kobzdeja. Kilka dni później odbyła się wielka impreza w mieszkaniu Ewy i Piotra Dyków. Przyszła na nią cała opozycja: Ruch Młodej Polski, Wolne Związki, Lech Wałęsa. Wtedy Bogdan Borusewicz, wiedząc, że w mieszkaniu jest podsłuch, poprosił Lecha Wałęsę, Jerzego Borowczaka, Bogdana Felskiego i kilku innych na podwórko. Tam ustalono termin strajku na 14 sierpnia – po czym wrócili na imprezę. Wiedzieliśmy, co się święci, choć nie znaliśmy szczegółów.
Jak udało się Wam dostać na teren stoczni?
W południe 14 sierpnia dowiedzieliśmy się, że wybuchł strajk. Wybraliśmy się tam dużą ekipą. Na miejscu okazało się, że jesteśmy rozpoznawalni. Stocznia była dla nas trochę jak obcy kontynent znany z czasopism. Postanowiliśmy więc – po konsultacji z Lechem Wałęsą – pozostać trochę w cieniu. To był strajk robotników. Ale mieliśmy co robić, bo posiadaliśmy sprawną organizację na zewnątrz. Zajęliśmy się drukiem, kolportażem i łącznością – czymś niezwykle ważnym, bo właśnie to zostało całkowicie sparaliżowane przez władzę komunistyczną. To nie była epoka telefonów komórkowych czy Internetu. Były zwykłe telefony, które odcięto, kurierzy, których zatrzymywano, maszyny drukarskie, które uszkadzano.
Transparenty z hasłami strajkujących wywieszone na murze Stoczni Gdańskiej. Fot. Stanisław Składanowski
Czy byliście „pierwszą ofiarą” propagandy, która próbowała was antagonizować z robotnikami?
Tak, byliśmy tego w pełni świadomi. Już od początku strajku wiedzieliśmy, że komunistyczna propaganda będzie próbowała przedstawić nas – ludzi z kręgów opozycji demokratycznej – jako obce ciało w robotniczym środowisku stoczni. Ta narracja była bardzo silna. Władza liczyła na to, że uda się wzbudzić nieufność i podejrzenia – że inteligenci to prowokatorzy, że mają własne interesy, że nie reprezentują „ludu pracy”.
Trzeba przyznać, że te podziały były wciąż żywe. Ludzi, którzy nas znali i wiedzieli, że gramy do jednej bramki, było wtedy jeszcze niewielu. Tak naprawdę wielu z nas poznawało robotników – i oni nas – dopiero w tych trzech intensywnych miesiącach między majem a sierpniem 1980 roku. Spotykaliśmy się na wspólnych modlitwach, w kościołach, podczas akcji ulotkowych i zbiórek – tam zbudowała się prawdziwa wspólnota.
Za co Pan odpowiadał podczas strajku?
Zajmowałem się organizacją pierwszej drukarni wałkowej – prostej, ale skutecznej. Wystarczyła szyba z meblościanki, filc lub koszula flanelowa, farba drukarska, matryca, papier i wałek. W ten sposób wcześniej wydawaliśmy „Bratniaka”. Nasi ludzie drukowali też materiały w stoczni Komuny Paryskiej w Gdyni i w drukarniach RMP. To był moment, kiedy rzeczywiście zbrataliśmy się ze stoczniowcami. Łączyła nas wspólna duchowość i cel: wolność. Można było obserwować dziennikarzy, którzy otwierali oczy, jak ktoś mówił: „A teraz zaczynamy hymn konfederatów” i stoczniowcy sięgali do kieszeni, wyciągali zwinięte ulotki i śpiewali osiem zwrotek hymnu konfederatów. Skąd nagle znajomość ośmiu zwrotek hymnu konfederatów, jak Polacy nie umieją nawet dwóch zwrotek hymnu zaśpiewać?
Jak doszło do powstania 21 postulatów?
Był to proces długi i wielowątkowy. Trzeba pamiętać, że wówczas w samej Stoczni Gdańskiej pracowało około 18 tys. ludzi. Początkowe postulaty – takie jak przywrócenie do pracy Anny Walentynowicz czy podwyżka płac – zostały dość szybko uwzględnione. Jednak w miarę jak do protestu dołączały kolejne zakłady pracy, zaczęły pojawiać się nowe żądania.
Szybko zrozumieliśmy, że musimy sformułować postulaty o charakterze uniwersalnym – takie, które nie dotyczyłyby wyłącznie konkretnego zakładu, lecz miałyby znaczenie dla całego społeczeństwa. Propozycje napływały do Komitetu Strajkowego, który obradował w Sali BHP Stoczni Gdańskiej. W sumie zebrano ich kilkaset. Zakres był niezwykle szeroki – od postulatów dotyczących warunków sanitarnych, jak dostarczanie mydła czy papieru toaletowego, czy usunięcia „chamskiego kierownika”, po żądania tak doniosłe jak zniesienie cenzury, przeprowadzenie wolnych wyborów czy wycofanie wojsk sowieckich z Polski.
Sierpień 80. Strajk w Stoczni Gdańskiej. Fot. Stanisław Składanowski
Pamiętam, że uczestniczyłem w rozmowach na temat tego, jak formułować i „przemycać” najważniejsze postulaty – takie jak utworzenie niezależnych związków zawodowych czy ochrona osób wspierających strajk. Liczyła się nie tylko treść, ale również język, który nie zostałby z miejsca odrzucony przez władze jako „wrogi systemowi”.
W nocy z 17 na 18 sierpnia 1980 roku, podczas kolejnej narady działaczy gdańskiej opozycji, udało się opracować ostateczną listę postulatów – stworzoną wspólnym wysiłkiem przedstawicieli różnych środowisk, w tym „Ruchu Młodej Polski”, Wolnych Związków Zawodowych oraz ekspertów opozycji. Początkowo liczyła 10 punktów, ale wraz z rozwojem sytuacji i rosnącą presją ze strony zakładów wzrosła do 21. Ostatecznej redakcji dokonał Bogdan Borusewicz – to on zdecydował, że na pierwszym miejscu znajdzie się żądanie utworzenia wolnych związków zawodowych.
Jak ogłoszono postulaty opinii publicznej?
Trzeba pamiętać, że w czasie strajku całe Wybrzeże zostało objęte całkowitą blokadą informacyjną – władze odcięły połączenia telefoniczne i teleksowe. Oficjalne media milczały lub kłamały. Jedynym źródłem rzetelnych informacji była rozgłośnia polska Radia Wolna Europa, a także kolejarze, którzy własnym sumptem rozwozili ulotki po całym kraju. To oni tworzyli prawdziwy system komunikacji narodowej.
W tej sytuacji mój starszy brat, Arkadiusz, wpadł na prosty, ale genialny pomysł: zapisać postulaty strajkujących na dużych tablicach i wywiesić je publicznie. Razem z Maciejem Grzywaczewskim wykorzystali do tego arkusze z drewnianej sklejki, które normalnie służyły traserom do odrysowywania i wycinania elementów kadłubów statków. Początkowo próbowali pisać czerwonymi farbami, ale okazało się, że to zbyt czasochłonne – a czas był wtedy najcenniejszym zasobem. Ostatecznie sięgnęli po ołówki traserskie – miękkie, ciemne i łatwe do nanoszenia.
Tablica z postulatami Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego zawieszone przy Bramie nr 2 Stoczni Gdańskiej im. Lenina. Fot. Ośrodek KARTA.
Pierwszych osiem postulatów napisał „Aram” – czyli mój brat, Arkadiusz – kolejne dopisał Maciej Grzywaczewski. Tablice z postulatami zostały zawieszone przy bramie nr 2 i natychmiast zyskały ogromne znaczenie – zarówno praktyczne, jak i symboliczne. Stały się czymś w rodzaju „pierwszego środka masowego przekazu” strajku. Przyjeżdżali ludzie z całego Wybrzeża, a nawet z innych regionów Polski. Robili zdjęcia, przepisywali postulaty ręcznie, powielali je dalej. Od tej chwili nikt nie mógł już zmanipulować ich treści.
Każdy mógł się przekonać, czego naprawdę domagali się strajkujący. To, co wydawało się rozwiązaniem oczywistym, okazało się najskuteczniejsze. Siła tych tablic polegała na ich przejrzystości i dostępności. A może również na tym, że niosły w sobie prawdę – a prawda, kiedy zostaje jasno wypowiedziana, nie potrzebuje już propagandy.
Co stało się z tablicami po strajku?
Po zakończeniu strajku sierpniowego tablice z 21 postulatami przeniesiono do siedziby „Solidarności” w Gdańsku ‐ Wrzeszczu. W sierpniu 1981 roku zostały po raz pierwszy udostępnione publicznie podczas wystawy poświęconej wydarzeniom Sierpnia ’80, zorganizowanej w Centralnym Muzeum Morskim. Z myślą o zachowaniu dziedzictwa tego symbolu, pracownicy muzeum – w porozumieniu z „Solidarnością” – wykonali autoryzowane kopie, które trafiły na stałą ekspozycję.
Po wprowadzeniu stanu wojennego w grudniu 1981 roku funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa brutalnie spacyfikowali życie społeczne, a w ramach represji skonfiskowali i zniszczyli wspomniane kopie, przekonani, że niszczą oryginały. Tymczasem prawdziwe tablice zostały w porę ukryte – przechowywał je na strychu swojego mieszkania Wiesław Urbański, konserwator Centralnego Muzeum Morskiego i zarazem przewodniczący zakładowej „Solidarności”. To dzięki jego odwadze i determinacji bezcenny dokument przetrwał lata represji.
Tablica z postulatami Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego zawieszone przy Bramie nr 2 Stoczni Gdańskiej im. Lenina. Fot. Ośrodek KARTA.
Po przemianach ustrojowych i odzyskaniu przez Polskę suwerenności tablice zostały ponownie ujawnione i bezpiecznie powróciły do przestrzeni publicznej. W 2003 roku wpisano je na listę światowego dziedzictwa dokumentacyjnego UNESCO „Pamięć Świata”. W uzasadnieniu tej decyzji podkreślono, że stanowią „dokumentalne świadectwo ruchu społecznego, który, stosując pokojowe metody działania, przyczynił się do upadku systemu realnego socjalizmu i porządku jałtańskiego”.
Od 2014 roku oryginalne tablice z 21 postulatami można oglądać w sali „Narodziny Solidarności” w Europejskim Centrum Solidarności w Gdańsku – miejscu, które łączy pamięć, edukację i zobowiązanie wobec wolności.
Jak dziś Pan ocenia 21 postulatów?
Mam pełną świadomość, że niektóre z tych postulatów, odczytywane dziś dosłownie, mogą wydawać się naiwne, a nawet groteskowe. Właśnie w tym jednak tkwi ich siła – są autentycznym świadectwem epoki. Odzwierciedlają realne potrzeby, troski i aspiracje ludzi żyjących w rzeczywistości PRL‐u, w której brakowało nie tylko wolności, ale także podstawowych środków do życia – i godności. Dla mnie jednak najistotniejsza jest ich symboliczna wymowa. Tablice z postulatami, zapisane ręcznie i zawieszone przy bramie stoczni, uosabiają coś znacznie więcej niż tylko konkretne żądania. Symbolizują moment wyjątkowej jedności – współdziałania robotników i inteligencji, ludzi z różnych środowisk, zawodów i pokoleń. To właśnie ta wspólnota, oparta na wzajemnym szacunku i zaufaniu, była źródłem siły sierpniowego strajku.
Bez tej jedności – duchowej i praktycznej – nie byłoby „Solidarności”, a bez „Solidarności” nie byłoby późniejszej drogi do wolności. Dlatego te 21 postulatów, choć zakorzenione w konkretnej rzeczywistości roku 1980, niosą przesłanie uniwersalne: że zmiana jest możliwa, gdy ludzie potrafią mówić jednym głosem.
Rozmawiała Dorota Gałaszewska-Chilczuk "Kombatant" Nr 7-8/2025 r.